Wiadomości
wszystkieRecenzja filmowa: Listy do M. Pożegnania i powroty (PLAKAT)
Recenzja również na: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Jestem trochę w tyle, bo od premiery minął już miesiąc, jednak nie ma takiej siły, która zaciągnęłaby mnie na świąteczny film w listopadzie. Inni widzowie najwyraźniej nie mają takich skrupułów, w weekend otwarcia obejrzało go prawie pół miliona ludzi, a w chwili gdy to piszę dobija już do półtora miliona. Ulubiony serial filmowy Polaków cieszy się niesłabnącą polarnością. Jak wypada szósta już część?
Nie miałam za wysokich oczekiwań, bo w poprzednich filmach czuć było, że seria dostała zadyszki i nie bardzo miała pomysł na siebie. Dlatego tak miło mi oznajmić, że szóstka daje radę. Co prawda daleko jej pod względem scenariuszowym do niepokonanej jedynki, jednak zdecydowanie więcej jest tu do chwalenia niż narzekania.
Przede wszystkim wracają bohaterowie, z którymi na przestrzeni lat zdążyliśmy nawiązać jakąś więź emocjonalną i na których nam zależy. Do lamusa odeszły wątki napisane tylko po to, by posłużyć jako piękna i długa reklama firmy jubilerskiej. W tej części o dziwo nie ma nachalnego lokowania produktu, co się bardzo chwali, nawet scena z pierścionkiem nie jest opatrzona żadną znaną marką.
Drugim aspektem, który muszę tu pochwalić, a myślałam, że nigdy do tego nie dojdzie w kontekście polskiego filmu, to casting dziecięcy. W dwóch wątkach mali aktorzy odgrywają znaczącą rolę i wypadają dobrze. Nareszcie też twórcy przestali resetować postać Mela, granego przez Tomasza Karolaka, którego bohater na początku każdego kolejnego filmu zapada na emocjonalną amnezję i musi się wszystkiego uczyć na nowo. Tutaj wykazuje pewną dozę dojrzałości, występując w roli mentora swojego pracownika, który tak jakby powtarza historię Mela z części pierwszej. Ten wątek byłby całkiem udany, gdyby nie Ina Sobala w obsadzie, Nie wiem, czy aktorka ma to w kontrakcie, czy inaczej nie potrafi, ale jej ekranowe bohaterki zawsze uderzają w histeryczne tony, co mnie niezmiernie irytuje.
W tej części zdecydowanie postawiono bardziej na wzruszenia niż na humor, chociaż i tego nie brakuje, zwłaszcza w wątku Kariny i Szczepana. I oczywiście para małżonków znowu się kłóci, ale przecież tego właśnie oczekujemy. Chemia ekranowa między Agnieszką Dygant i Piotrem Adamczykiem nadal bezbłędnie funkcjonuje i paliwa im raczej nie zabraknie, nawet jeśli miałoby powstać jeszcze kilka części z ich udziałem.
Żeby jednak nie było tak słodko, to przyznam, że kompletnie odbiłam się od wątku Malajkata. Nie dość, że jego bohater piąty film z rzędu cierpi na depresję, to jeszcze zrobili z niego gangstera, który gania z bronią po mieście. Poziom absurdu i braku konsekwencji zdecydowanie przewyższa mój poziom tolerancji.
Można by też pomyśleć, jak nieco lepiej połączyć poszczególne wątki. Aż się prosiło, żeby w tym celu wykorzystać wątek chłopca szukającego zaginionej paczki. Mimo wszystko jednak spędziłam w kinie miło czas, przede wszystkim dlatego, że nie miałam poczucia, że scenariusz napisano na kolanie. Jeśli powstaną kolejne części, to mam nadzieję, że twórcy utrzymają ten dobry kurs.
(Ala Cieślewicz)
Reż. Łukasz Jaworski
Ocena: 6/10